Kolejny dzień dobiega końca, a ja z każdym jednym czuję się coraz lepiej. Nie spodziewałabym się, że tak dużo zmieni się w moim życiu w ciągu chwili. Jedna decyzja, a obrót o 180 stopni. Nie zawsze jest idealnie. Nie mogę przełamać się do treningów w zaciszu domowym, dziś przespałam połowę dnia, jem troszkę za dużo węglowodanów, czasami zjem owoc po południu. Ale każdy jest tylko człowiekiem. Jestem dumna z każdego zdrowego posiłku, każdej opanowanej chwili słabości. I czuję się ze sobą świetnie, ponieważ wiem, że w końcu zaczynam kontrolować swoje ciało i życie.
Nie miałam w planach pisania dzisiejszego postu, bo nawał pracy nie zachęca mnie do produktywnych i głębokich tekstów. Jednak naszła mnie pewna refleksja. Posty oznaczam hasztagami #dieta i #styl życia, chodź jedno nijak tak na prawdę nie ma się do drugiego. Tutaj chyba trwał mój wielokrotnie powielany błąd. Za każdym razem zmieniałam dietę, nie myślenie i życie. Tym razem jest zupełnie inaczej. W moim umyśle hasło dieta kojarzy się z wyliczaniem kcal, rozpisywaniem makro, planowaniem posiłków, zbilansowaniem, ważeniem ilości itp. A przecież to właśnie zawsze doprowadzało do mojej klęski. Nie potrafię żyć wg schematu. Nie lubię kiedy coś mnie ogranicza, chyba że ograniczam się sama - a bardziej trafnie - kontroluję. W takich sytuacjach działa u mnie reakcja obronna i po prostu się odcinam. Tym razem udaje mi się dłużej trwać w obranych postanowieniach, ponieważ tak na prawdę nie mam ograniczeń. Jem tyle na ile mam ochotę pamiętając tylko, że najeść się nie znaczy "nażreć jak świnia". W ilości pomaga mi jedzenie z mniejszych naczyń. Wtedy wiem że tyle ma wystarczyć i już. Zwracam uwagę na to co jem i staram się dostarczać mojemu organizmowi "dobrej jakości paliwo" bo skoro do auta nie leję jakiegoś shitu to czemu robię to samej sobie? Tutaj tkwi - jak na razie mi się wydaje - mój złoty środek. Zaczęłam ćwiczyć i robię to, bo na prawdę sprawia mi to przyjemność. Jestem otoczona ludźmi, którzy podzielają moją opinię i wzajemnie trzymamy się w ryzach, To oni w dużej mierze mobilizują mnie do działania, cieszą się ze mną z każdego małego sukcesu. Mam z kim dzielić się spostrzeżeniami, żalami i wiem, że to cierpliwie czytacie a osoby z mojego realnego otoczenia wysłuchują i wspierają. Troszkę popłynęłam, ale myślę że Was nie zanudziłam. Reasumując zmiana samej diety nie wystarczy. Na dłuższą metę to nie zadziała. Należy zmienić nastawienie. Zrozumieć, że robimy to dla siebie a nie przeciwko sobie. Mój organizm jest mi bardzo wdzięczny za to co robię. Choroba nie atakuje już z takim impetem, objętość mojego ciała minimalnie zmalała. Radykalnie wzrosła też świadomość ruchów i zakres ich możliwości.
Mój dzisiejszy jadłospis był tak pyszny, że chcę się nim z wami podzielić. Na śniadanie zjadłam chia pudding z bananem. Odrobinkę odrzuca mnie ta konsystencja ale nie jest tak źle. Sam smak, wygląd i to jak mój organizm na niego zareagował jest świetne. Wyszedł mi dosyć płynny. Spodziewałam się dosyć żelowej konsystencji a użyłam 2 łyżki na 1 szkl mleka krowiego. Po zjedzeniu śniadania przespałam kolejny posiłek i kolejny zjadłam dopiero po 15. Do tej pory nie byłam nawet głodna więc wielki plus. Na obiad przygotowałyśmy przepyszne leczo wege. Prawie wcale nie użyłyśmy przypraw, a było lekkie i wyśmienite. Na kolację kanapki z wcześniej przygotowaną pastą z wędzonego kurczaka która jest moim hitem. Polecam wszystkim. Miła odskocznia od bezsmakowych wędlin.
Mam nadzieję, że wy również jesteście w tak wyśmienitym nastroju co ja. Ściskam Was mocno. Trzymajcie się cieplutko, XOXO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz